Warszawska zjAva rozpocznie się już w ten weekend, a my w tym czasie przygotowaliśmy dla was wywiad z piękniejszą częścią organizacyjną konwentu. Na nasze pytania odpowiadała Weronika “Mau” Rędziniak, zamieszkała na stałe w Krakowie członkini stowarzyszenia Avangarda, studenka politologii, fanka RPG. A przede wszystkim, koordynatorka nadchodzącej zjAvy.
Piotr “Diabeł” Skorok: Jak to się stało, że osoba zamieszkała na stałe w Krakowie organizuje konwent w Warszawie?
Weronika “Mau” Rędziniak: Było tak: dawno dawno temu chodziłam do liceum na Żoliborzu. Tam poznałam Marcina Wrońskiego, który miał z Avangardą dużo wspólnego. Zdążyłam o tym prawie zapomnieć aż któregoś dnia MaWro zadzwonił do mnie, że potrzebuje pomocy w greenroomie na ówczesnym warszawskim Polconie. Sprzedał mi to tak, że wyglądało jak frajda, a nie jak ciągły stres i gotowość na wybuchy. A jak już raz się zgodziłam, to przy kolejnych imprezach Avy było mi coraz łatwiej robić to znowu… i w końcu nadszedł dzień, kiedy Kopczyn poinformował mnie, że razem z nim współorganizuję tegoroczną ZjAvę. Miałam już nawyk mówienia „tak”.
Większość pracy koordynatorskiej i tak wykonuję sprzed komputera albo telefonicznie, a rzeczami wymagającymi obecności na miejscu, jak umowy i spotkania, zajmuje się Kopczyn.
Diabeł: Powiedz mi, w zasadzie dlaczego w ogóle to robisz?
Mau: Hm… Bo mam syndrom sztokholmski?
Czuję się współodpowiedzialna za większość rzeczy, w których biorę udział. Moja droga od uczestnika do organizatora przeszła większość możliwych szczebli – gżdacz, gżdacz z zadaniami specjalnymi, współkoordynator logistyki – więc nie wpakowałam się zupełnie z ulicy w organizację sporej imprezy. Miałam też poczucie, że w razie czego nie zostanę sama; że tworzymy razem z resztą Avangardy zespół, który zawsze mnie pouczy, jak można było zrobić to lepiej albo o czym skandalicznie zapomniałam. W tym są bezbłędni. :) Gdybym miała bawić się w koordynowanie sama jak palec, nie chciałabym tego robić.
Diabeł: W ciągu kilku lat zjAva z małej, lokalnej imprezy rpgowo-planszówkowej na 100-200 osób rozrosła się do jednej z ważniejszych imprez w kraju, przyciągając prawie tysiąc uczestników. Czy sukces konwentu nie jest trochę zaprzeczeniem pierwotnej idei tej imprezy? W którą stronę chcecie się rozwijać?
Mau: Schlebiasz nam z tą jedną z ważniejszych, wiesz? Dziękujemy.
Trafiłam na ZjAvy już wtedy, kiedy przyciągały po 700 osób. Ta liczba wciąż wzrasta. Nie pamiętam małych, kameralnych spotkań nad trzema planszówkami na krzyż, dlatego łatwo mi wyobrazić sobie, że konwent podtrzymuje obecną formułę, rokrocznie przyciąga tysiąc, tysiąc dwieście osób. Bardzo w tym pomaga jego termin: zimą nie ma zbyt wielu imprez walczących o uwagę. Natomiast sukces na pewno nie jest zaprzeczeniem idei – stworzenia miejsca dedykowanego grom bez prądu – przeciwnie, gdyby nie „chwycił”, wtedy dostalibyśmy sygnał, że nasz pomysł jest zbyt niszowy.
ZjAva pomaga też wprowadzać do fandomu nowe osoby, dołączające poprzez planszówki – i taką rolę dla niej widzę w nadchodzących latach. Jest dobrym, bo łagodnym przejściem dla tych, którzy coś tam o fantastyce słyszeli, ale kojarzą ją z Władcą Pierścieni i Gwiezdnymi Wojnami. I jak już do nas przyjdą poznać nowe gry, nie mają daleko na prelekcje i sesje, aby ugryźć temat mocniej.
Diabeł: Czy myśleliście nad blokiem gier wideo? W końcu zjAva kierowana jest przede wszystkim do graczy. Ta tematyka aż się prosi o dopisanie do zakresu imprezy.
Mau: Myśleliśmy, co więcej, same gry wideo o tym myślą. To jednak byłoby zaprzeczeniem idei, o którą pytałeś przed chwilą; ZjAva ma promować gry bez prądu. Wręcz gry przy świeczkach, prawdę mówiąc, chociaż nie zalecamy łamania przepisów BHP. Póki co nie planujemy rozbudowania ZjAvy o gry elektroniczne, chociaż jeśli nadal będzie rosła w takim tempie, w końcu będziemy musieli się poddać.
Diabeł: Nie myśleliście o zmianie budynku? Szkoła na Deotymy towarzyszy wam od 3 lat, nie boicie się, że przestanie wystarczać na potrzeby zjAvy?
Mau: Myśleliśmy i nadal intensywnie myślimy. Warszawa, niestety, ma kiepską bazę na podobne imprezy. Da się zorganizować spotkanie planszówkowe, ale bez noclegu. Albo na końcu miasta z kiepskim dojazdem. Da się zrobić targi z bazą gastronomiczną, ale znów bez noclegów i z zaporową ceną wynajęcia budynków. Będziemy starać się obejść ten ostatni problem za pomocą patronatów. W tym roku udało się uzyskać patronat burmistrza Woli, co otwiera nam drogę do patronatu miejskiego w przyszłym roku. A to już szansa na negocjację lepszych umów.
No, chyba że fandom jest gotów płacić za dwudniową imprezę 60 zł. Wtedy nie ma problemu, możemy ją zrobić nawet na Torwarze.
Diabeł: Czy chciałabyś na koniec przekazać coś ważnego przyszłym uczestnikom konwentu?
Mau: Zabierzcie kapcie! A jak zapomnicie kości, pożyczymy Wam na miejscu.
***
Siódma edycja zjAvy odbędzie się w dniach 6-7 lutego w Warszawie w Gimnazjum nr 48 przy ulicy Deotymy 25/33. Koszt wejściówki na konwent wyniesie 30 zł.