Zimowa jazda Avangardowa kupiła mnie w 2013, chwilę po tym, gdy stanąłem na czele Informatora. Kupiła mnie bez reszty – na tyle, że uznałem ją wtedy za mój osobisty konwent roku.
Jadąc w tym roku do Warszawy miałem już, niestety, wyższe wymagania wobec imprezy, która wskrzesiła granie w RPG na konwentach. Niestety, bo przez oczekiwania można zmienić spojrzenie o 180 stopni. Jak było tym razem na zimowej jeździe Avangardowej?
Budynek (nie)doskonały
Tegoroczna zjAva odbyła się, podobnie jak rok temu, w gimnazjum nr 48 przy ulicy Deotymy 25/33. W zasadzie jedynym minusem tej lokalizacji była odległość od centrum Warszawy. Jak jednak na stolicę przystało, w okolicy znaleźć można było sporą ilość sklepów, barów i restauracji.
Sama szkoła w pełni wystarczała na potrzeby konwentu dla graczy, choć tuż przed rozpoczęciem wydarzenia dyrektorka wymusiła na organizatorach pewne zmiany, odbierając im dostęp do paru sal. Mimo tego, wszystko odbyło się sprawnie i bez większego chaosu.
Noclegi zorganizowano na jednej z sal gimnastycznych szkoły. Muszę przyznać, że dawno nie zostałem tak pozytywnie zaskoczony warunkami sypialnymi w sleep roomie tych rozmiarów. Sala była na tyle ciepła, że ani przez chwilę nie żałowałem braku śpiwora, a wentylacja sali sprawiała, że powietrze nie było stęchłe.
Tuż obok sypialni znalazł się bufet, w którym można bylo zakupić proste potrawy. Nie był to najtańszy sposób żywienia się na konwencie i daleko było mu do standardów – chociażby z Imladrisu. Pomimo to, wystarczał – można było w nim zakupić, między innymi, bardzo smaczne precle.
Jeśli tylko organizatorzy zdecydują się na dalszą współpracę z tą szkołą, mają u mnie dozgonne plusy. Niezamykające się drzwi pod prysznicami i w niektórych toaletach to żadna niedogodność, gdy ma się do dyspozycji taki sleep room, jaki zaoferowali organizatorzy.
Akredytacja
Tradycyjny proces akredytacji przebiegał dość sprawnie, chociaż zdziwiło mnie, że wszystkie dane na formularzu uczestnik musi wypełnić sam. Po tej czynności, osoba z akredytacji porównywała uzupełnione pola z dowodem i mówiła, gdzie trzeba jeszcze coś dopisać.
Takie rozwiązanie na pewno nie przyspieszało akredytacji, ale na szczęście zjAva jest na tyle małym wydarzeniem, że nie stanowiło to wielkiego problemu. Boję się tylko, że ktoś uzna za dobry pomysł wykorzystanie tego systemu na zbliżającej się Avangardzie.
Pakiet uczestnika nie wyróżniał się w żaden sposób na tle innych konwentów. Tradycyjnie wykonany identyfikator, czarno-biały informator, trochę spamu (m.in. ulotka Coperniconu). Wszystko wykonane poprawnie i bez większych, rzucających się w oczy błędów.
Tym, co wyróżnia zjAvę spośród innych polskich konwentów, jest fakt, że tuż za akredytacją należy zmienić buty. To rozwiązanie pozwoliło zachować czystość w całej szkole bez większych nakładów pracy.
Dopełnieniem całości była sprawnie działająca szatnia. Czasem tylko zdarzało się, że na jednym numerku lądowały dwie kurtki lub obsługa nie mogła znaleźć butów, ale wszystkie tego typu problemy rozwiązywano od ręki.
Program zjAvy
Program prelekcyjny zjAvy był tradycyjnie nastawiony na RPG-i z małymi wtrętami dla larpowców. Jak zwykle pojawiły się głosy o tym, że niektórzy prelegenci nie powinni prowadzić swoich punktów, zachwyty nad poszczególnymi wystąpieniami i wypadające z różnych przyczyn prelekcje.
Nie wiem, na ile Avangarda weryfikowała ludzi, którzy zgłaszali program, ale wychodzi na to, że powinni trochę bardziej przyłożyć się do tego aspektu. Nie mówiąc już o popracowaniu z prelegentami nad zachęcającymi opisami, zamiast wklejać w informator magiczne słowa “brak opisu”.
Inny problem dotknął konkursów. O ile z samym ich przeprowadzeniem większych problemów nie było, to już z nagrodami pojawiły się kłopoty. Zdecydowanie lepszym wyjściem byłoby trafniej dostosować ilość konkursów do posiadanych fantów.
Naturalnie, zdaję sobie sprawę z bardzo luźnego podejścia organizatorów do tego konwentu, jednak z upływem lat ludzie zaczną oczekiwać coraz lepszego programu. Nie powinno to oczywiście iść w parze z ilością, a z jakością i lepszym zarządzaniem fuckupami.
Sesje, sesje, sesje
Tym, co przed konwentem interesowało mnie najbardziej na zimowej jeździe Avangardowej, były oczywiście sesje RPG. Pech chciał, że przez zmęczenie nie rozegrałem żadnej. Ponadto, nie było nawet takiej, która by mnie zachęciła, chociaż wybór był bardzo solidny, dzięki czemu na konwencie zagościło mnóstwo różnorodnych systemów. Całość obsługiwał punkt info RPG, w którym dość szybko i sprawnie można było zaczerpnąć informacji na temat sesji i zasad zapisów.
Trochę dziwiła mnie inicjatywa Orient Expresu, która była małym konwentem rpgowym na konwencie rpgowym. Z jednej strony lubię niezależne systemy RPG, z drugiej strony nie rozumiem, dlaczego nie miałyby ich obowiązywać zapisy na tych samych zasadach, co całą resztę.
Dla lubiących rywalizację przygotowano konkurs GRAMY! Express, którego celem było wyłonienie najlepszego gracza. W pierwszej turze śmiałkowie rozegrali sesje poprowadzone przez autorów systemów, w które grali. Zwycięzcą konkursu został Bartosz “Nurgling” Czapnik.
Plaszówkowo
Sercem zjAvy był bardzo solidny Games Room, zaopatrzony lepiej niż niejeden konwent ogólnofantastyczny. Ilość przygotowanego miejsca i gier do wypożyczenia robiła ogromne wrażenie. Tylko sama wypożyczalnia była bardzo źle oznaczona.
Było to o tyle problemem, że na sali z grami usadzono też wystawców. Człowiek spacerujący między stoiskami trafiał nagle na duży sklep z planszówkami, który okazywał się wypożyczalnią gier. Oczywiście, nie był to jakiś monstrualny kłopot, ale porządne oznaczenie na pewno by się przydało.
Drugą ważną rzeczą w Games Roomie jest fakt, że na pierwszy rzut oka większość stolików była zarezerwowana dla wydawnictw prezentujących swoje gry. Na szczęście, sala była na tyle ogromna, że nie brakło miejsca dla nikogo, mimo domyślnego zajęcia ponad połowy stanowisk.
Na samym końcu sali gimnastycznej upchano także bitewniaki. Na konwencie widziano też mitycznych graczy nie tak do końca martwego Doomtroopera. Zarówno ta zapomniana już nieco produkcja, jak i bitewniaki nie należą jednak do priorytetowych gier gości zjAvy, mała więc była szansa, aby trafić na takie grupki zupełnie przypadkowo.
Kokainium!
Zupełnie inaczej sprawa miała się z larpami, które były widoczne i w które grano bardzo chętnie. Gier było 13, co – jak na dwudniową imprezę – jest liczbą bardzo pokaźną.
Bardzo dobrym ruchem było skorzystanie z piktogramów stworzonych na potrzeby Festiwalu Larpowego Replay. Graficzne oznaczenie wrażliwych tematów, które porusza larp, a które wywołać mogą podczas gry nieprzyjemne uczucia lub konsternację (np. narkotyki, nagość) to świetna sprawa i mam nadzieję, że kiedyś i rpgowcy skorzystają z tego pomysłu.
W ramach bloku larpowego odbywał się również konkurs LARP CHARAKTER, mający na celu wyłonienie najlepszego gracza, którym został Piotr Piotrowicz.
Ze wspomnianych wcześniej prelekcji kierowanych do larpowców odbyły się trzy (z czterech, które dostały się do ostatecznego programu). Po styczniowej wizycie na Konferencji Larpowej wiem, że można zdecydowanie więcej i lepiej. Przyjemnie by było, gdyby jeden blok prelekcyjny przeznaczony był tylko dla larpów.
Na koniec
Szósta edycja zimowej jazdy Avangardowej nie urzekła mnie tak, jak czwarta. Nie oznacza to, rzecz jasna, że był to konwent zły. Była to po prostu solidnie przygotowana impreza, która nie osiągnęła efektu „wow”.
Organizatorzy muszą powoli zacząć poważniej podchodzić do swojego konwentu, starając się, by był on z roku na rok coraz lepszy. Tak jak ja w tym roku miałem większe wymagania, tak z każdą kolejną edycją będą rosły oczekiwania uczestników imprezy. Ta myśl powinna przyświecać twórcom przy organizacji kolejnej zjAvy, nawet jeśli to tylko poligon doświadczalny dla Avangardy.