Drogi Piotrze,
RPG nie umarło, przynajmniej jeszcze nie dziś. Tak jak i Ciebie, mnie również na konwenty przywiódł ten szatan, jak to określiłeś w swoim zeszłotygodniowym felietonie, czyli sesje. Nie wiem czy jesteś świadomy różnych innych podobieństw pomiędzy nami. Do niedawna w dorosłym życiu pracowaliśmy dla jednego pracodawcy. Ba, pracowaliśmy nawet w jednym pionie IT. Mnie, jak i Ciebie, niepokoi los naszego hobby. Jednak w odróżnieniu od Ciebie nie uważam, że RPG w naszym kraju umarło. Niewątpliwie tutaj podobieństwa pomiędzy nami się kończą, a zaczynają różnice.
Moja przygoda z konwentami zaczęła się dużo później niż z samym RPG. Miałem dużo szczęścia. Byłem z Warszawy i miałem naprawdę oddanego, dobrego mistrza gry. Grywaliśmy już za dzieciaków i powiem tak: nigdy nie uważałem, że RPG to popularny sport. Oczywiście, muszę się zgodzić, że papierowe RPG miały najlepszy czas wtedy, gdy na naszym rynku była „Legenda Pięciu Kręgów”, cały „Świat Mroku”, wszystkie podręczniki do „D&D” oraz nasza rodzima „Neuroshima”. Te czasy nieuchronnie minęły. Problem w tym, że nie minęły tylko dla nas, ale dla całego naszego świata, niezależnie od szerokości geograficznej. Nasze hobby po prostu się zmieniło. Ludzie nie przestali grać, zaczęli po prostu grać inaczej. Moja smutna obserwacja na przestrzeni lat jest taka, że społeczność graczy zmieniła się, a konwenty nie.
Złote lata RPG ma już za sobą. Nie ma już ogromnej liczby podręczników w każdym sklepie. Rynek się załamał i to nie tylko w Polsce. Giganci tacy jak White Wolf dopiero od niedawna podnoszą się po upadku. Firma, która wirtualnie kontrolowała lwią część rynku, dopiero teraz wychodzi do graczy z nowymi rozwiązaniami. Drogi Piotrze, tam gdzie Ty widzisz winę po stronie graczy, ja widzę winę po stronie konwentów. Jestem daleki od rzucania oskarżeń, ale nie boję się rzucić kamieniem, a raczej uderzyć się w piersi, bo jest to również moja wina. Nie muszę Ci przypominać sporu sprzed kilku tygodni – Pyrkon podniósł ceny! Wiemy obaj jaką burzę wywołało to w środowisku. Poszło o 80 zł. Fani nie chcieli płacić tak wygórowanej ceny za według mnie najlepszą popkulturową imprezę w Polsce. Pyrkon w przeciągu kilku lat stał się z imprezy o czysto fantastycznym charakterze imprezą popkulturową. Pyrkon się zmienił, ewoluował, stał się zupełnie innym wydarzeniem, do którego aspiruje każdy konwent w Polsce. Gracze RPG nadal nie byli zadowoleni.
Najlepszy RPG-owo Pyrkon miał miejsce w 2013 roku. Jeżeli mi nie wierzysz, sprawdź sam. W czasie wykładów Johna Wicka przez trzy dni sala pękała w szwach. Jacek Woda po raz pierwszy z ekipą sprowadził jednego z najbardziej uznanych twórców na Pyrkon. Świętej pamięci Lucek, osoba uznana w środowisku, poprowadził wspólnie z człowiekiem, który dla wielu był i jest Bogiem RPG, warsztaty jakich nie widział wcześniej nikt. Wtedy czuło się atmosferę, że dzieją się wielkie rzeczy albo, że dzieją się tam dla nas po raz pierwszy. Wcześniej, mimo że John był w Polsce, nie osiągnięto takiej skali. Marka Pyrkonu to umożliwiła. Trzy lata później nie udało się powtórzyć takiego sukcesu. Nie pokazano nic nowego.
Tak naprawdę w swoim felietonie nie mówisz, że RPG umiera. Na początku mojego listu do Ciebie użyłem tego zwrotu jako taniej zagrywki tylko po to, żeby przykuć Twoją uwagę. Piszesz, że RPG umiera nieprzerwanie od dwudziestu lat. Żeby to się zmieniło, zarówno my, jako twórcy kontentu konwentowego, jak i fani, musimy pogodzić się z jednym niezaprzeczalnym faktem: nasze hobby się rozwija, my powinniśmy rozwijać się wraz z nim. Masz rację mówiąc, że nie ma na konwentach sesji pokazowych. Ja mówię: zróbmy je. Co więcej, zróbmy stream na żywo przez kanały na FB. Nie dajmy sobie wmówić, że nie ma RPG w Polsce. Nie mówmy, że nie ma zainteresowania konwentami. Uważam, że to nie jest prawda. Uważam, że nie ma zainteresowania tym, co konwenty oferują. Nikt nie chce bylejakości. Wszyscy wolą grać ze sprawdzonym MG w domu. Nie, tak naprawdę w dobie rewolucji informatycznej, wszyscy wolą grać z twórcą systemu na Skype.
Można mieć nadzieję, że nasze hobby nie umrze, można też aktywnie działać, żeby coś zmienić. Dla wielu konwenty stały się bardziej spotkaniem w gronie znajomych, posiadówą, niż miejscem, gdzie realnie zmienia się nasza perspektywa na nasze hobby. Nie mam z tym żadnego problemu. W fandomie może liczyć się z kim piłeś, kogo poznałeś i ile konwentu przeimprezowałeś. Tak też można się bawić. Ci ludzie, którzy właśnie tak spędzają czas na konwentach, na pewno na nie przyjadą, gdyż mają z nich kupę radochy. Są też inni ludzie, tacy których taka rozrywka nie bawi. Oni też mają swoje wymagania i można utyskiwać, że nie jeżdżą, że zostają w domu. Mam tylko jedno pytanie: co zrobiliśmy, żeby przyjechali na nasz konwent? I nie pytam się, ile przygotowaliśmy dla nich sesji. To mają w domu. Pytam się, co dostali w zamian za to, że przyjechali te przysłowiowe 300 km i zaczęli się bawić w ten ekskluzywny sport. Jasne, można narzekać, że gracze nie jeżdżą na konwenty, że RPG umiera. Można też na jednym z takich spotkań w barze na konwencie zastanowić się, co możemy zrobić, by zaproponować tym ludziom alternatywę. Jaki ambitny projekt zrealizujemy w przyszłym roku, jak zmienimy perspektywę postrzegania naszego hobby, jak rozwiniemy RPG dla naszych przyszłych gości.
Można uprawiać w nieskończoność utrwalone schematy, konwenty w szkołach, z tymi samymi atrakcjami robionymi według tej samej formuły. Nie dziwmy się jednak, że w pewnym momencie ona się przeje. Nie miejmy złudzeń, że zamiast jechać na kolejny konwent, który nie proponuje odbiorcy nic nowego, nasz gość zostanie w domu. To nie znaczy, że nie będzie grał w RPG, wydawał na nie pieniędzy i nie będzie czerpał ze swojego hobby satysfakcji. Będzie to robił, tylko że bez naszego udziału. Konwenty nie są mu do tego potrzebne, bo niczego mu nie proponują, czego nie mógłby uzyskać we własnym zakresie. Dlaczego sądzę, że RPG ma się całkiem dobrze? Rynek wtórny aż huczy. Grup na FB typu BAZAR RPG jest więcej niż kilka. Sklepów internetowych, które wspierają nasze hobby jest więcej niż trochę. Polacy są istotną grupą, która wspiera różnego rodzaju akcje RPG na Kickstarterze. To naprawdę dobry czas, żeby być geekiem. Problem wydaje mi się leżeć gdzie indziej. W konwentach. To one się nie zmieniły od czasu, gdy miałem 12 lat. Teraz mam 30 i poza paroma chlubnymi wyjątkami nic się nie zmieniło.
Nie wiem jak ty Diable, ale ja będę na Zjavie. Będę też tam robił program, dużo programu. Będą to sesje RPG w najnowszym systemie Marka Rein. Hagena – I am Zombie. Mark jest moim przyjacielem, ma swoje wady, ale uważam, że nasze rozmowy na konwentach rozwinęły mnie zarówno jako mistrza gry, jak i gracza. Nie były to rozmowy w ramach oficjalnych punktów programu, ale niewątpliwie nie odbyłyby się bez nich. Na twój felieton zwróciłem uwagę przez zdjęcia. Byli tam wszyscy moi znajomi, których poznałem dzięki konwentom. Nadal czekam, żeby młody poprowadził mi „D&D”. Obiecał mi to bodajże cztery lata temu. Poczekam również na moment, w którym konwenty się zmienią. Jestem cierpliwy.
(Zgadnij, który z nich to młody)
P.s.
Całość listu powstała do różnych wykonań „Satan, your kingdom must come down”, których tekst leci mniej więcej tak:
Satan, your kingdom must come down
Satan, your kingdom must come down
I heard the voice of Jesus say
Satan, your kingdom must come down
Gonna pray until they tear your kingdom down
Gonna pray until they tear your kingdom down
I heard the voice of Jesus say
Satan, your kingdom must come down
Gonna shout until they tear your kingdom down
Gonna shout until they tear your kingdom down
I heard the voice of Jesus say
Satan, your kingdom must come down
Wybacz, nie umiałem się powstrzymać.
Rafał Pośnik