Gdy rozmawiam z ludźmi o tym, dlaczego jeżdżą na konwenty, bardzo często słyszę odpowiedź: dla znajomych. A ja im dłużej siedzę w tym wszystkim, tym silniejsze mam wrażenie, że to jeden z bardziej absurdalnych powodów, by daną imprezę odwiedzić.
Sam poznałem na konwentach dziesiątki ludzi, z niektórymi trzymam do dzisiaj dość bliski kontakt. Ale czy potrzebuję konwentu, żeby się z nimi spotkać? A czy ty chodzisz do kina tylko dlatego, że na film idą twoi znajomi?
Jeśli chcę odwiedzić przyjaciół z Warszawy, umawiam się z nimi. Jeśli chcę odwiedzić kolegów z Krakowa, wsiadam w autobus. Nie potrzebuję głupiego pretekstu, żeby podtrzymywać jakąś znajomość.
Kiedyś, dawno temu (w listopadzie roku 2004), pojechałem na konwent Eldarion w Katowicach. Był to najgorszy konwent na jakim byłem w życiu. Wszystko, co przygotowali organizatorzy, sypało się na lewo i prawo.
Gdybym teraz wiedział, że jadę tam po prostu posiedzieć z kumplami, pograć w to samo w co moglibyśmy grać w domu, to bym tę imprezę sobie odpuścił. Jasne, nie zawsze mamy wiedzę przed konwentem, że event nie wypali. Ale czasami trzeba w ogóle dać mu szansę, prawda?
Konwenty z założenia są imprezami nastawionymi na kontakt z ludźmi. W dużej mierze o to właśnie w nich chodzi. I oczywiście, miło jest spotkać znajomą twarz. Szkopuł jednak w tym, że to konwentu w żaden sposób nie ratuje.
Bo w tych imprezach nie chodzi o to, żeby spotkać znajomych i pójść z nimi do knajpy. Czy naprawdę można powiedzieć po takim wypadzie, że to był dobry konwent? Skoro chciałeś napić się piwa ze znajomymi, to wystarczyło się z nimi po prostu umówić. Po co do tego pretekst?
Nie mówię oczywiście, że mamy się alienować i unikać znajomych. Nie o to mi chodzi. Ale skoro już ruszyłeś się na drugi koniec Polski, to chyba nie wyłącznie dlatego, że na imprezie są twoi kumple.
Skoro wydarzenie z założenia wydaje ci się słabe, nie prościej by było przenocować jedną noc u kogoś w domu? Przecież identyfikator do spotkania z przyjaciółmi nie jest ci potrzebny. Równie dobrze będziesz się bawić z nimi bez niego.
Widzisz, w konwencie chodzi o to, żeby chłonąć swoje hobby razem ze znajomymi. Pójść zagrać z nimi w planszówkę, wziąć wspólnie udział w konkursie albo posłuchać dobrej prelekcji. A na koniec dnia pośmiać się z ferajną w knajpie, jak zapomniałeś, ile ważą gwiezdne wrota (29 ton metrycznych – przyp. red.).
Nie jedź więc na konwent, by przesiedzieć w knajpie ze znajomymi. Jedź po to, żeby spędzić z nimi czas, chłonąc imprezę i fantastykę (lub mangę i anime) w całej swej rozciągłości. Bo przecież od tego się wszystko zaczęło, czyż nie?